Jestem Vita. I mam 15 lat.
Na początku nie byłam gotowa na życie na łodzi. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam, jak to jest. I to żadna niespodzianka. Wyobraź sobie siebie jako 11-letnie dziecko, które całe życie spędziło w mieszkaniu, z przestronnym łóżkiem. A potem nagle zostajesz wrzucony w ciasną przestrzeń, ciągłe kołysanie i wszystko jest zawsze takie... mokre.
Pamiętam, jak entuzjastycznie mój tata mówił o morzu. „To nie tylko sposób na życie, to wspaniały nauczyciel” – zwykł mawiać. Widział moje życie wśród fal, podczas gdy ja, patrząc na niezbyt komfortowe warunki, tylko wahałam się z kiwnięciem głowy. „Cóż... Tata tak powiedział. Więc chyba musi być dobrze 👀”
Może tak zaczynają się najwspanialsze relacje – z nieporozumień. Jeszcze nie zdajesz sobie sprawy, co masz lub w co to może się zmienić. Ale później zrozumiałam... I jestem pewna, że wciąż muszę wiele zrozumieć.
Mieszkałam na łodzi. Kiedy już przyzwyczaiłam się do tego stylu życia, nie widziałam w nim nic specjalnego. Po prostu tak było. I nic więcej. Nie żebym czegoś innego potrzebowała. 😕
Pewnego dnia spadł nasz maszt. Rzecz w tym, że nasz silnik był zepsuty i mijaliśmy skały. To było w Turcji – płynęliśmy z Alanyi do Marmaris.
Siedziałam w środku, po prawej burcie, jedząc makaron. Wszystko wydawało się takie spokojne, tak naprawdę o niczym nie myślałam. Po prostu wpatrywałam się w kuchenną szafkę i żułam... Potem nagle usłyszałam głośny skrzyp i krzyk mojego taty. Przestraszyłam się i wylałam talerz. Na początku trochę się zdenerwowałam – było mi przykro z powodu makaronu. 😁 Ale potem zajrzałam na zewnątrz – i połowa masztu była w wodzie, a moi rodzice próbowali go wyciągnąć.
Tak, może miałoby to więcej sensu, gdyby przeciąć wszystkie liny i go upuścić. Ale mój tata był uparty i chciał go uratować. Jeszcze nie wszystko było stracone. Wzywali pomocy przez radio, ale nikt nas nie słyszał. Z wyjątkiem jednej łodzi... a raczej jachtu. Ogromnego, gigantycznego jachtu. Ich ponton był prawie większy niż cała nasza łódź 👀
Co za szczęście!
Zholowali nas do Marmaris, gdzie mieszkaliśmy przez jakiś czas. To było małe turystyczne miasteczko. Chodziłam tam do szkoły żeglarskiej. I ogólnie rzecz biorąc, byłam całkowicie przystosowana do tego życia.
Później przeprowadziliśmy się do Hiszpanii. To wspaniałe miejsce – wspaniali ludzie i przyjemne warunki życia. Chociaż jest tak gorąco, że nawet kuchenka może uchodzić za klimatyzator. A może tylko tak mi się wydaje 🤷♀️, skoro jestem z północy... Mieszkamy tu już około półtora roku. Bez fal i kołysania.
Na początku było to dość wygodne, choć obce. Ale później...
To było jak odstawienie. Co to za klatka? Komfort, stabilność, wygoda – wszystko kłamstwa. Gdzie tu wolność? Wychodzisz na zewnątrz i wdychasz spaliny, chodząc między ludzkimi pudełkami (domami). Tak to mniej więcej wyglądało... Chociaż nic nigdy nie jest do końca złe
tu też jest dobrze.
6 sierpnia. Podpisaliśmy umowę kupna. Teraz mam własną łódź i będę ją naprawiać. To był trudny, ale wspaniały dzień – duży krok w kierunku marzenia.
Ma tylko 32 stopy, ale dla mnie to więcej niż wystarczająco. Poza tym to moja pierwsza łódź! A jak na pierwszą łódź, jest naprawdę, naprawdę dobra. Szczerze mówiąc, nie sądzę, żebym kiedykolwiek mieszkała na dużej. Może maksymalnie 36 stóp.
Jej poprzedni właściciel jest wspaniałym człowiekiem – teraz czuję się jak dziadek. Myślę, że wszystko dobrze się ułoży.
Dzięki za przeczytanie 😁
Mam kanał na YouTube, na wypadek gdybyś chciał zobaczyć, jak naprawiam moją dziewczynę 😊
Back At The Sea
Na początku nie byłam gotowa na życie na łodzi. Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałam, jak to jest. I to żadna niespodzianka. Wyobraź sobie siebie jako 11-letnie dziecko, które całe życie spędziło w mieszkaniu, z przestronnym łóżkiem. A potem nagle zostajesz wrzucony w ciasną przestrzeń, ciągłe kołysanie i wszystko jest zawsze takie... mokre.
Pamiętam, jak entuzjastycznie mój tata mówił o morzu. „To nie tylko sposób na życie, to wspaniały nauczyciel” – zwykł mawiać. Widział moje życie wśród fal, podczas gdy ja, patrząc na niezbyt komfortowe warunki, tylko wahałam się z kiwnięciem głowy. „Cóż... Tata tak powiedział. Więc chyba musi być dobrze 👀”
Może tak zaczynają się najwspanialsze relacje – z nieporozumień. Jeszcze nie zdajesz sobie sprawy, co masz lub w co to może się zmienić. Ale później zrozumiałam... I jestem pewna, że wciąż muszę wiele zrozumieć.
Mieszkałam na łodzi. Kiedy już przyzwyczaiłam się do tego stylu życia, nie widziałam w nim nic specjalnego. Po prostu tak było. I nic więcej. Nie żebym czegoś innego potrzebowała. 😕
Pewnego dnia spadł nasz maszt. Rzecz w tym, że nasz silnik był zepsuty i mijaliśmy skały. To było w Turcji – płynęliśmy z Alanyi do Marmaris.
Siedziałam w środku, po prawej burcie, jedząc makaron. Wszystko wydawało się takie spokojne, tak naprawdę o niczym nie myślałam. Po prostu wpatrywałam się w kuchenną szafkę i żułam... Potem nagle usłyszałam głośny skrzyp i krzyk mojego taty. Przestraszyłam się i wylałam talerz. Na początku trochę się zdenerwowałam – było mi przykro z powodu makaronu. 😁 Ale potem zajrzałam na zewnątrz – i połowa masztu była w wodzie, a moi rodzice próbowali go wyciągnąć.
Tak, może miałoby to więcej sensu, gdyby przeciąć wszystkie liny i go upuścić. Ale mój tata był uparty i chciał go uratować. Jeszcze nie wszystko było stracone. Wzywali pomocy przez radio, ale nikt nas nie słyszał. Z wyjątkiem jednej łodzi... a raczej jachtu. Ogromnego, gigantycznego jachtu. Ich ponton był prawie większy niż cała nasza łódź 👀
Co za szczęście!
Zholowali nas do Marmaris, gdzie mieszkaliśmy przez jakiś czas. To było małe turystyczne miasteczko. Chodziłam tam do szkoły żeglarskiej. I ogólnie rzecz biorąc, byłam całkowicie przystosowana do tego życia.
Później przeprowadziliśmy się do Hiszpanii. To wspaniałe miejsce – wspaniali ludzie i przyjemne warunki życia. Chociaż jest tak gorąco, że nawet kuchenka może uchodzić za klimatyzator. A może tylko tak mi się wydaje 🤷♀️, skoro jestem z północy... Mieszkamy tu już około półtora roku. Bez fal i kołysania.
Na początku było to dość wygodne, choć obce. Ale później...
To było jak odstawienie. Co to za klatka? Komfort, stabilność, wygoda – wszystko kłamstwa. Gdzie tu wolność? Wychodzisz na zewnątrz i wdychasz spaliny, chodząc między ludzkimi pudełkami (domami). Tak to mniej więcej wyglądało... Chociaż nic nigdy nie jest do końca złe
6 sierpnia. Podpisaliśmy umowę kupna. Teraz mam własną łódź i będę ją naprawiać. To był trudny, ale wspaniały dzień – duży krok w kierunku marzenia.
Ma tylko 32 stopy, ale dla mnie to więcej niż wystarczająco. Poza tym to moja pierwsza łódź! A jak na pierwszą łódź, jest naprawdę, naprawdę dobra. Szczerze mówiąc, nie sądzę, żebym kiedykolwiek mieszkała na dużej. Może maksymalnie 36 stóp.
Jej poprzedni właściciel jest wspaniałym człowiekiem – teraz czuję się jak dziadek. Myślę, że wszystko dobrze się ułoży.
Dzięki za przeczytanie 😁
Mam kanał na YouTube, na wypadek gdybyś chciał zobaczyć, jak naprawiam moją dziewczynę 😊
Back At The Sea